Recenzja filmu

Teściowie (2003)
Andrew Fleming
Michael Douglas
Albert Brooks

Teściu 007

Moda na remake'i trwa, a producenci cały czas poszukują filmów, które można by nakręcić jeszcze raz. Ich wybór padł m.in. na całkiem udaną komedię Arthura Hillera <a href="aa=34150,fbinfo.xml"
Moda na remake'i trwa, a producenci cały czas poszukują filmów, które można by nakręcić jeszcze raz. Ich wybór padł m.in. na całkiem udaną komedię Arthura Hillera "Teściowie" z 1979 r., w której główne role zagrali Peter Falk i Alan Arkin. Jej nowa, uwspółcześniona wersja wchodzi właśnie na nasze ekrany. Steve Tobias jest jednym z najlepszych agentów w CIA, dla którego nie ma zadań niemożliwych. Jest również ojcem Marka, dorosłego już mężczyzny, który za kilka dni zamierza pożegnać się z kawalerskim stanem. Jego zupełnym przeciwieństwem jest spokojny i bojaźliwy Jerry Peyser - pediatra i ojciec panny młodej, który od początku nie przepada za Stevem. Niestety, w wyniku nieoczekiwanego zbiegu okoliczności przyszli teściowie będą musieli połączyć swoje siły i stawić czoła agentom FBI i handlarzom broni, którzy nie tylko chcą ich zabić/aresztować (niepotrzebne skreślić), ale co gorsza zrujnować zaplanowane wesele. Na projekcję "Teściów" wybierałem się bez specjalnego entuzjazmu, ale muszę przyznać, iż film mile mnie rozczarował. Komedii Andrew Fleminga daleko co prawda do "najlepszego filmu świata", ale na ciepły (jeszcze), wrześniowy wieczór nadaje się w sam raz. "Teściowie" to bowiem sympatyczna produkcja, który mimo, iż nie oferuje nam humoru najwyższej próby potrafi rozbawić i wprawić w pogodny nastrój. Scenariusz jest prosty, jak budowa cepa i nie oferuje nam żadnych niespodzianek. "Teściowie" skrojeni są według szablonu, który doskonale znamy z setki wcześniejszych produkcji. Dwóch, skrajnie odmiennych bohaterów, którzy na dodatek nie pałają do siebie sympatią zostają zmuszeni do wspólnego działania. Z czasem ich wzajemna niechęć przeradza się w przyjaźń, ten, który uważany był za mięczaka staje się twardzielem itp. itd. Na szczęście do tego "odgrzewanego dania" zatrudniono niezłych aktorów, dzięki którym całość ogląda się zupełnie nieźle. Na największe pochwały zasługuje Albert Brooks (prywatnie jeden z moich ulubionych aktorów), który jak mało, kto pasuje do roli nieśmiałego i wiecznie przerażonego pediatry, dla którego największym problemem życia była do niedawna grzybica stóp u jednego z pacjentów. Sceny z jego udziałem należą do najzabawniejszych w filmie, a fragment, w którym słabym głosem mówi do Tobiasa - "Nie gwałć mnie", rozbawi każdego. Nieźle radzi sobie również Michael Douglas, choć muszę przyznać, że ten liczący sobie już prawie 60 lat artysta mało wiarygodnie prezentuje się jako agent CIA. Stąd też wszelkie sceny, które z założenia miały być parodią bondowskiego cyklu (jedna ilustrowana jest nawet utworem 'Live and Let Die' Paula McCartneya) tutaj wypadają raczej blado. Zabawnie wypadł także David Suchet znany doskonale z roli Herculesa Poirot, w którego postać wcielił się w 10 już filmach i serialu telewizyjnym. Tym razem Suchet zagrał niejakiego Jean-Pierre'a Thibodoux, groźnego przemytnika zafascynowanego osobą Jerry'ego. "Teściowie" to średniak, ale bardzo przyjemny. Jeśli macie ochotę na banalną komedyjkę ilustrowaną starymi przebojami i nie przeraża Was widok faceta w stringach ;) możecie śmiało wybrać się do kina. Jeżeli jednak nie macie specjalnego ciśnienia na tego rodzaju produkcje spokojnie możecie poczekać na premierę VHS/DVD. Wystarczy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones